rozdział 1
Jak zwykle Żaneta zbiegała po schodach mając świadomość, jak bardzo spóźniona jest. Powłóczysta spodnica, na którą zdecydowała się tego letniego poranka, nie ułatwiała szybkich kroków na starych, spróchniałych schodach stuletniej kamienicy.
- Dzień dobry - krzyknęła mijanej sąsiadce, której pęd powietrza, wytworzony przez Żanetę, poderwał grzywkę.
- Żanetko, uważaj na siebie - odkrzyknęła sąsiadka, jednak Żaneta już wybiegała na zewnątrz i nie słyszała. Szaleńczy bieg dopiero się zaczynał. Upał, który tego lata sięgał nawet 36 stopni w cieniu, nie ułatwiał oddychania. Nie było jednak czasu do namysłu, kiedy pozostało ledwie 10 minut do odjazdu pociągu, a wykupiona miejscówka nie należała do tanich. Po przebiegnięciu ulicy Londzina Żaneta zkręciłą w Jagiellońską, gdzie niestety musiała biec pod górkę. Była to jednak najszybsza trasa, co dawało największą szansę na złapanie pociągu. Pierwszy raz w życiu pomyślała z nadzieją, że to przecież PKP, więc może jest szansa na opóźnienie. Byle niezbyt duże, żeby potem nie musiała stać w upale. 10 minut byłoby idealne, pomyślała. Nie przestawała jednak biec, chociaż zdecydowanie biegła wolniej, niż wybiegając z domu. Z placu wolności spojrzała w stronę dworca i nie zauważywszy żadnego pociagu stojącego na torach, odetchnęła z ulgą.